Gorce po raz pierwszy czyli Cyklokarpaty w Koninkach

Początek września to idealny moment na powrót do ścigania po krótkiej wakacyjnej przerwie. Od startu w Komańczy minęło już kilka tygodni więc powoli zaczyna nam doskwierać brak regularnych startów. Na szczęście kalendarz podpowiada, że czas szykować się na Cyklokarpaty w Koninkach. Cieszy nas to tym bardziej, że trasa maratonu została poprowadzona w malowniczej okolicy Gorczańskiego Parku Narodowego, którego do tej pory nie mieliśmy okazji odwiedzić. Niestety krótko przed startem organizator przekazał informację o cofnięciu zgody na przejazd przez park i plan wjazdu Turbacz musimy odłożyć na inny termin. Jest to dla mnie niezrozumiałe, ale trudno. Dyrekcje większości parków narodowych mają to do siebie, że nie lubią rowerzystów.

IMG_0734Z racji, że maraton w Koninkach był w niedzielę więc wyjazd na miejsce zaplanowaliśmy na sobotni poranek. Sprawa nie była jednak taka prosta ponieważ podczas ostatniego wyjazdu w góry moja Reba odmówiła posłuszeństwa i w planach był jeszcze poważny serwis. W ostatniej chwili okazało się jednak, że na liście zakupów części zamiennych zabrakło odpowiedniego smaru do uszczelek. Wycieczka po lokalnych sklepach pokazała, że zdobycie Judy Butter, Slick Oleum lub sensownego zamiennika nawet w Warszawie graniczy z cudem. Na szczęście sytuację uratowała ekipa ze sklepu PLUS na Zamiany w którym po długich poszukiwaniach udało się znaleźć dobry zamiennik w gustownym opakowaniu. Po nieprzespanej nocy podczas której przeszedłem szkolenie serwisu amortyzatorów spakowaliśmy się i ruszyliśmy w Gorce.

W niedzielę rano stanęliśmy na starcie przy Ostoi Górskiej Koninki, zamieniliśmy kilka słów ze znajomymi i ruszyliśmy na trasę. Pierwszy kilometr był bardzo nerwowy, na ciasnej asfaltowej drodze przeciskała się masa osób bo każdy chciał przebić się do przodu przed ciasnym zakrętem za którym czekał na nas pierwszy stromy podjazd. Pierwsze kilometry były trochę nerwowe, ale za pierwszym bufetem stawka rozciągnęła się i mogłem spokojnie jechać swoim tempem. Kolejne kilometry były na prawdę ciekawe. Zaliczyliśmy kawałek Głównego Szlaku Beskidzkiego, kilka ciężkich podjazdów i bardzo fajny techniczny zjazd w połowie trasy. Mimo, że kilometry i przewyższenia nie zrobiły na mnie większego wrażenia to strome podjazdy tak przepaliły nogi, że końcówkę wyścigu jechałem praktycznie na odcięciu.

Dobry start zaliczyła Weronika. Mimo, że konkurencja była mocna, najwyższe miejsce na podium padło łupem Justyny Frączek to udało się załapać na szerokie podium. Niestety ominęła nas dekoracja ponieważ ktoś wpadł na genialny pomysł i zrobił ją pół godziny wcześniej niż zwykle.

Mimo niesmaku po dekoracji wyjazd uważamy za udany. Trasa w Koninkach to jak na razie najlepsza trasa sezonu. Wymagające podjazdy, techniczne zjazdy i piękne widoki to coś co ciągnie mnie na wyścigi w górach! Mamy nadzieję, że finał w Wierchomli utrzyma poziom!