Majówka po angielsku czyli MTB Marathon w Złotym Stoku koło Lądka

W tym roku sezon wyścigowy zaczynamy nie jak zwykle od startu w Murowanej Goślinie, ale od Złotego Stoku. A to wszystko za sprawą „zmowy” pyłków brzozy i marchewki… które postanowiły, że tej wiosny wywołają u Maćka na tyle silną reakcję alergiczną, że musieliśmy zwiedzić oddział ratunkowy w jednym z warszawskich szpitali. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ale z racji, że cała sytuacja miała miejsce dzień przed planowanym startem w Murowanej Goślinie to z wiadomych względów musieliśmy odpuścić pierwszy maraton w sezonie, chociaż Maciek po prawie 10 godzinach z wenflonami w rękach i po 4 dawkach hydrokortyzonu był przekonany, że jeszcze zdążymy. 🙂

Mimo szczerych chęci sezon startowy zaczynamy w maju. W tym roku zarezerwowaliśmy noclegi w polskim Londynie, czyli Lądku Zdroju. Znana z poprzednich lat trasa napawała optymizmem, łatwa technicznie, bardzo przyjemna i malownicza. W zeszłym roku właśnie w tej edycji stanęłam na najwyższym stopniu podium, także sentyment, ale i przeszłość zobowiązuje. Wszystko fajnie, trasa, pogoda, ludzie… tylko forma została w lesie. Całą trasę przejechałam (ku mojemu zdziwieniu) tylko około 1,5 minuty wolniej niż w zeszłym roku, ale koleżanki z kategorii uczciwie przetrenowały sezon, a ja z zadyszką dotarłam na metę na 5. miejscu. Maciek jak zwykle uradowany zjazdem z Borówkowej, ale niezadowolony z braku mocy na podjazdach. Jednym słowem podsumował swój start po przekroczeniu linii mety: „zacierka”. 🙂 Nie ma co, cały sezon przed nami trzeba się brać za porządne treningi… od poniedziałku.