Pruchnik czyli nasz debiut w maratonach rowerowych Cyklokarpaty

Pomysł na start w cyklu maratonów rowerowych Cyklokarpaty chodził nam po głowach od dawna. Przez ostatnie kilka lat regularnie startowaliśmy w imprezach Powerade Volvo MTB Marathon. Od dawna chcieliśmy wypełnić wolne weekendy startami w kolejnych wymagających maratonach, ale zawsze brakowało nam czasu na Cyklokarpaty.

IMG_0225Jako jedne z wielu „Sierot po Golonce” szukaliśmy imprez, które będą najbardziej zbliżone do beskidzkich wyścigów i pozwolą chociaż w małym stopniu pozwolić nam poczuć prawdziwą frajdę i zmęczenie na skutek pokonywania trudnych techniczne sekcji i konkretnych przewyższeń. Padło na Cyklokarpaty! Z względu na inne starty decyzja o rozpoczęciu ścigania we wschodniej części polskich gór odkładana była aż do lipca i nasz pierwszy start wypadł w Pruchniku.

Zdecydowaliśmy, że wystartujemy na dystansie Mega. Przecież mam za sobą Beskidy MTB Trophy czyli 4 „Golonkowe” Mega w pigułce więc pomyślałam, że bez problemu dam radę!

Na starcie stawiło się około 500 osób. Jak zawsze nie było czasu na maile w sprawie sektora więc zaczynamy z ostatniego bo jest to nasz pierwszy start w tym cyklu. Ku mojemu zaskoczeniu start był spokojny, bez wypadków i głupich przepychanek. Od razy mi się spodobało! 🙂

Na pierwszym podjeździe stawka się delikatnie rozciągnęła i udało się wyprzedzić kilka osób. Co prawda na termometrze 35 stopni, na pulsometrze 186 uderzeń na minutę, ale jakoś dziwnie dużo mocy w nogach. Oczywiście nie mogło to trwać wiecznie. Mimo, że próbowałam pić izotonik na zapas, temperatura i dosyć męczący teren w lesie dały się we znaki.

Maciek złapał mnie przed pierwszym bufetem, zatankowaliśmy do pełna płyny, uzupełniliśmy węgle i z nadzieją, że kryzys minie ruszyliśmy dalej. Mimo najszczerszych chęci zmęczenie było tak duże, że nie byłam w stanie odzyskać sił. Obrałam sobie kolejny cel: drugi bufet i zjazd z trasy do mety. Dobra, jesteśmy na drugim bufecie, ja zdecydowana, że zjeżdżam z trasy i wracam do domu, Maciek próbuje mnie przekonać, że dam radę, jeszcze tylko 18 km i będziemy na mecie. Dwa kubki wody, banan, dwa żele i mnie przekonał. 🙂

IMG_0230Końcówka oczywiście wcale nie była łatwiejsza, ciągłe podjazdy i zjazdy na zmianę, las, pole, trawa wertepy, chyba w życiu nie zrobiłam więcej interwałów! Ciągła zmiana tempa i podłoża wymęczyła mnie bardziej niż 10 km ciągłego podjazdu po kamieniach… a miało być łatwiej. Wreszcie upragniona meta! Jak najszybciej chciałam zejść z roweru, wrzucić go do samochodu i wracać do domu. Nieudany start, slaby czas i ogólna rozpacz… Ale tego dnia nic nie szło po mojej myśli. Pakując się dostałam SMS o treści: „Gratulujemy 1 miejsce w MK3, 5 miejsce w open”! Chyba nie tylko ja miałam zły dzień. 🙂

Przechodząc do organizacji całego wyścigu: chyba najlepiej zorganizowany maraton ever! Rewelacyjna atmosfera, bardzo dobrze oznaczona trasa, świetni i pomocni ludzie na bufetach, mecie i całej trasie, pyszny posiłek regeneracyjny, sprawny i błyskawiczny system pomiaru czasu oraz konkretne nagrody i upominki. Nic dodać nic ująć! Robicie to dobrze! 🙂