TransRoztocze VI

Jako, że było już Roztocze wiosną, Roztocze Środkowe czas najwyższy na dwudniowe TransRoztocze latem. To już VI tej dwudniowej wycieczki w ostatnich latach! Jak zwykle decyzja o wyjeździe zależała od pogody i zapadła na dwie godziny przed realizacją planu. Podróż szynobusem ze Świdnika do Szczebrzeszyna odbyła się bez większych atrakcji. Poza tym, że nie było wydzielonego miejsca dla rowerów, a turystów z jednośladami przybywało na każdej kolejnej stacji końcówka podróży polegała na szukaniu swojego sprzętu pod górą kolorowego aluminium. Na szczęście udało nam się wyskoczyć w miejscu docelowym czyli na okazałej stacji w Szczebrzeszynie.

 img_1154

Z miasteczka wyjechaliśmy czerwonym szlakiem rowerowym, który prowadził przez malownicze pagórki, lasy i złociste pola, po których śmigały czerwone jednostki robiące dużo kurzu i hałasu zwane „Bizonami”. 🙂 Obok oznaczeń szlaku pojawiły się oznaczenia „MTB Szczebrzeszyn” tak więc śmiało podążaliśmy wzdłuż wyznaczonej trasy. Jak się później okazało tabliczki na szlaku wcale nie oznaczały polecanej trasy MTB w okolicach Szczebrzeszyna a były oznaczeniami trasy maratonu organizowanego w mieście Chrząszcza! Przez tą „drobną” różnicę przegapiliśmy odbicie na niebieski szlak i po drodze do Kawęczynka zahaczyliśmy o nieco odległą Kolonię Kawęczyn. Gdy już byliśmy na właściwej drodze cel „Zwierzyniec”, a raczej „gofry w Zwierzyńcu” były na wyciągnięcie ręki. Krótki popas i patrol nad zalewem wyzwoliły w nas niesamowite uczucie lenistwa dlatego do Suśca wybraliśmy dobrze nam znaną i łatwą drogę żółtym szlakiem do Józefowa, a dalej przez Harmenię i Oseredek aż do Suśca. Tego dnia liczniki zatrzymały się na 80 km. Szybkie zakupy, zakwaterowanie, prysznic i można było zabrać się za rozpalanie grilla. Z powodu niestabilnej konstrukcji do grillowania wykazaliśmy się sprytem i kratkę z kiełbaskami umieściliśmy na kilku cegłach. Jeszcze większym sprytem wykazał się czworonożny przyjaciel właścicielki domku, który zakosił nam kawałek grillowanej kiełbaski. 🙂

 img_1239

Drugiego dnia dołączył do nas Irek. Celem na niedzielę były bunkry linii Mołotowa. Po drodze zahaczyliśmy o Szumy nad Tanwią i wodospad Jeleń. Musieliśmy tam trochę pogwiazdorzyć, gdyż zostaliśmy zauważeni wśród tłumu turystów i sfilmowani wynurzającą się z wodospadu kamerką GoPro Hero, której operatorem był niejaki Cyryl z Sandomierza. 🙂

img_1276

Po zejściu z planu filmowego ruszyliśmy w kierunku obranego celu. Jechaliśmy głównie gruntowymi, ubitymi drogami przez las aż do miejscowości Narol, gdzie zatrzymaliśmy się u Rubina na pyszne pierogi. 🙂 Dalej asfaltem przez Jędrzejówkę i Dębiny dotarliśmy do lasu kryjącego jak się okazało później dobrze zabunkrowane bunkry. 🙂 Poszukiwania nie były łatwe, na szczęście udało nam się trafić na jeden (!) z kilkudziesięciu. Niestety później zginęły zarówno bunkry jak i oznaczenia szlaku. Poszukiwania jakichkolwiek oznaczeń we wszystkich kierunkach świata, wysoka temperatura i czas przyczyniły się do wyczerpania zapasów wody jakie ze sobą mieliśmy. Po dłuższym czasie wyjechaliśmy z lasu i osuszyliśmy studnię w pierwszym napotkanym gospodarstwie. Mając świadomość tego, że weekend się kończy i trzeba wracać do domu chęci na pedałowanie też było coraz mniej. Dzięki temu, że Irek zaproponował nam transport do Świdnika mogliśmy sobie pozwolić jeszcze na wieczornego grilla, tym razem pilnując bacznie naszej strawy. 🙂