Roztoka w niedzielę

img_2411

Plan był taki żeby uskutecznić overnight’era ale nawał pracy nie pozwolił na wyjazd już w sobotę. Pojechałem więc dzień później, choć Michał proponował wycieczkę w okolice Kazika – no ale w tamtych okolicach byliśmy 2 tygodnie do tyłu, więc tuż przed zaśnięciem postanowiłem że jednak po 6ej jadę w kierunku Zwierzyńca, tam zmiana wechikułu no i gdzieś pojadę jakimś szlakiem na bliżej nie określoną pętlę.
Na miejscu byłem przed 8mą, zmiana obuwia na spd i pojechałem w kierunku stawów Echo. Nad stawami spokój i cisza, nawet dzikie kaczki jeszcze spały na kładce. Dalej pojechałem w kierunku Florianki, dopiero tam, jedząc pierwsze śniadanie w postaci kanapki, postanowiłem jak wyglądać będzie niedzielna wycieczka. Postanowiłem wybrać czerwony szlak i dotrzeć nim aż w okolice Suśca. Ten plan zrealizowałem niemal w 100% procentach zrobiłem lekkiego mijaka w okolicach Hamernii, ale ten okazał się słuszny bo mniejsza ilość piachu do pokonania, no i tuż za Hamernią już asfaltem dojechałem do Suśca. Tam zaopatrzyłem się w ulubionym spożywczaku w zapasy na ognisko. Dalej skierowałem się ku Rebizantom, gdzie postanowiłem zrobić ognisko i upiec kiełbaskę.
Dotarłem do polany o której istnieniu zapomniałem, okazała się zupełnie pusta. Nad Tanwią odnalazłem kładkę która bardzo ułatwiła odświeżenie się w rzece, i kilka metrów dalej w przygotowanym palenisku zorganizowałem ognisko. Po posileniu się i spakowaniu klamotów do plecaka wyruszyłem w 2gą część zaplanowanej wycieczki, a mianowicie czarnym szlakiem w kierunku powrotnym do Zwierzyńcu, jednak po przejechaniu kilkuset metrów dotarło do mnie że nie będzie tak lekko.
Szlak walk partyzanckich przynajmniej w pierwszej części okazał się trudny do przejechania mimo że piach był wilgotny to sprawnie hamował jazdę do przodu, dopiero nieopodal Borowych Młynów zaczęła się szutrówka prowadząca m.in. do Józefowa, który to wcześniej odwiedziłem podążając czerwonym szlakiem krawędziowym. Ledwo co dojechawszy do Józefowa, postanowiłem już dalszą drogę do Zwierzyńca pokonać najkrótsza drogą asfaltową.
Do Zwierzyńca dojechałem tuż przed 16tą a do Lublina po zmianie wechikułu przed 18tą.
Wycieczkę uważam za udaną jednak uzmysłowiła mi że tylko i wyłącznie wikendowe wycieczki niezbyt pozwalają na robienie przysłowiowej „rowerowej formy” i przejechanie br. Trophy mogłoby stanąć pod Wielkim znakiem zapytania. Tako i też postanowiłem że bieżący sezon rowerowy w głównej mierze przeznaczę na treking z elementami frirajdu.
Do następnego

p.s. foty z wypadu w galerii

p.s2. track